czwartek, 21 sierpnia 2014

Bo dzień urzędnika rozpoczyna się od nastawienia czajnika…



Tak jak w każdym urzędzie na poziomie, czy to w Hornikach Dolnych czy w Krowiej Górze dzień nie  rozpoczyna się od łapania roboty za łeb za szyję, bo to i też dla kręgosłupa niedobre a i samopoczucie na resztę dnia psuć może. Zanim fabryka ruszy pełną parą, zanim na dobre rozpoczną się telefony od cholernego pospólstwa i wietrzenie pokoju od „stresu", trzeba sobie strzelić jedną na pobudzenie. To jest ten moment, te pierwsze 15 minut gdy dyrektor/kierownik/naczelnik nie spojrzy na Ciebie jak na cholerną lejbę, który zostawia robotę w pełnym rozpędzie. 

Czajnik nalać do czerwonej kropki. Wystarczająco dużo by nie chodzić non stop do socjalnego, wystarczająco mało by nie została na drugi dzień i by  przejść się kilka razy do łazienki dla zabicia czasu i porozmyślać jak nędznie się zarabia. No właśnie. Czy ktoś kiedyś siedząc w ubikatorze przez 10 minut (w zależności od potrzeby)wpatrując się w swoje opuszczone majty, zastanawiał się ile w tym czasie zarobił?

Z moich obserwacji z ukrycia, najczęstrzym błędem popełnianym szczególnie przez młodych urzędników jest chodzenie do ubikatora na tzn. pustaka. Czyli z pustymi rękami. Tak się robi.
To nie wypada. Nieważne gdzie idziesz, musisz nieść ze sobą papiery. Nieważne jakie, może to być nawet przepis na bigos, albo nowy singiel Rudiego Schuberta. Styl chodzenia? Wartki. Koniecznie Wartki. Pewny. Tak jakby potrzeba była realna i aby sprawiać wrażenie, że dzięki kwitom, które się niesie ziemia zmieni nachylenie. I w ostatniej chwili szybkie zejście do strefy 0.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najciekawsze blogi