Na piątek zaplanowana była wizyta delegacji z partnerskiego miasta niemieckiego. Plotka głosi, że przyjedzie z bagażnikami pełnymi pieniędzy. Oczywiście
czerwony dywan, czarno białe garsonki, flagi UE a więc otwieranie parasola w
dupie. Na tę okazję przygotowałam śliczną prezentację o możliwościach
inwestycyjnych. Jak to jest/ma być kolorowo i jak to warto się z nami
przyjaźnić. Im bliżej spotkania tym dyrektor rzadziej bywa w pracy.
Sekretarka
już przestała odbierać ode mnie telefony. Szlag trafia Piętro 4. Mamy okres
wakacyjny a on „jeździ po terenie”. Czwartek, godz. 9:00, Dyrektora nie ma. Na
tą godzinę planowałam spotkanie ws. prezentacji. Co raz bardziej budzi się we
mnie świadomość, że wlazłam w potężną i śmierdzącą kupę. Godzina 15:00.
Wezwanie do Dyrektora. „Niestety ale…(orzesz kurwa tej frazy na dzień dobry się
bałam)… w związku z jutrzejszym wyjazdem służbowym, nie będę mógł uczestniczyć
w spotkaniu (no to mam z głowy), dlatego Pani będzie mnie zastępowała
(podjechał tort, wystrzeliło konfetti). Wiem, że nie mogę mruknąć, tylko
pochylić głowę i wrócić do pokoju. Nogi tu niedługo wyciagne. Dyrektor pojechał na ślub do znajomego z
Pomorza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz